Madryt w Barcelonie, Barcelona w Madrycie

W jaki sposób zmierzyć ile Barcelony jest w Madrycie i odwrotnie? Ile każde z miast ma z tego drugiego? Bo to, że się przenikają nie ulega dyskusji. Tak, jak to, że konfrontacja między Katalonią a Wspólnotą Madrytu (czy jak kto woli - resztą Hiszpanii) jest zdecydowanie wielowymiarowa.

To bez wątpienia wcale nie chłodny czas w relacjach barcelońsko-madryckich. Bo przecież coraz bliżej decydującej fazy są rozgrywki hiszpańskiej, piłkarskiej ekstraklasy oraz Pucharu Hiszpanii. A niemal tradycyjnie papierkiem lakmusowym będą konfrontacje FC Barcelony z Realem Madryt, których w lutym i na początku marca jest ponadnormatywna liczba. (A wkrótce może okazać się, że dojdzie do jeszcze jednego starcia między tymi ekipami w Lidze Mistrzów).

Ale przecież nie o nudnej piłce z dalekiego kraju ma to być wpis. To może o budzącej w nas ogromne emocje polityce? Też bez przesady, ale warto o niej wspomnieć, bowiem rozpoczął się przecież proces katalońskich polityków, którzy parli, jak czołgi do secesji regionu z Królestwa. Tę politykę można oczywiście postarać się sprawnie połączyć z historią. I w ten sposób pięknie otworzyć kolejne pole do dyskusji, sprzeczek i kuksańców, jakie sprzedają sobie obie strony.

Oni wyśpiewali Barcelonę

Choć ze stolicą Katalonii związanych jest mnóstwo wybitnych artystów, wydaje się, że żaden z nich nie zrobił dla promocji miasta tak wiele, jak ten duet. Historia niezwykłej przyjaźni Montserrat Caballe i Freddiego Mercury'ego sprawiła, że trzy dekady temu o Barcelonie ponownie usłyszał cały świat.

"Bohemian Rhapsody" obejrzany? No to wiecie - choć wielu z Was pewnie i bez tego filmu - że lider zespołu Queen miał fioła na punkcie opery. Cóż piękniejszego mogło go w takim razie spotkać, niż znajomość, przyjaźń i zachwyt, jakim obdarzyła go jedna z największych śpiewaczek operowych świata? Dla fanów brytyjskiej kapeli i wielbicieli miasta Barcelony też nie mogło zdarzyć się nic piękniejszego, niż tamto spotkanie.

Gdy w 1983 roku Mercury wybrał się posłuchać w londyńskim Royal Opera House "Balu maskowego" Verdiego z udziałem Caballe - to nie przesada - zwariował na punkcie "Montsy". Wielkie marzenie, by spotkać się z nią i poznać osobiście spełniło się cztery lata później w stolicy Katalonii. Od słowa do słowa, od dźwięku do dźwięku, od wizyty do wizyty umówili się na współpracę, której efektem był wydany w 1988 roku album "Barcelona".

Pokojowy palec Kolumba

Jego związki z Barceloną są raczej niewielkie. To jednak nie przeszkadza szczycić się stolicy Katalonii niezwykłym pomnikiem Krzysztofa Kolumba. A jeśli znajdziecie się pod pantoflem żeglarza, Waszym oczom ukażą się niczego sobie widoczki.

Jeśli bardzo by się uprzeć, to Barcelona leży mniej niż więcej w połowie drogi między Genuą a Sewillą.  I to mogłoby być chyba najlepszym wytłumaczeniem, dlaczego w stolicy Katalonii powstał tak ogromny monument Wielkiego Odkrywcy. Dlaczego wspominam o Genui i Sewilli? Bo pierwsze z tych miast to miejsce, w którym urodził się Kolumb, a drugie jest tym, w którym żeglarz znalazł swój ostatni port (w katedrze w Sewilli pochowany jest zresztą także syn Kolumba, Hernando).

67-metrowej wysokości, ważący niemal ćwierć miliona ton jest jednym z najbardziej charakterystycznych obiektów Barcelony. Stoi w ciągu najpopularniejszej ulicy miasta, Rambli (nie u jej portowego zakończenia; ulica bowiem - poza głównym ciągiem wzdłuż Starego Miasta - ma swoje przedłużenie w kierunku centrum handlowego Maremagnum oraz Oceanarium, czyli Rambla del Mar). Mimo swego świetnego położenia, odnoszę wrażenie, że Kolumb jest często pomijany przez turystów, goniących od jednego do drugiego barcelońskiego "must see". Owszem, świetnie zrobić sobie czasem focię z Krzysiem, ale raczej nic poza tym. Dlatego będę zachęcać.

Katalonia większa, niż się wydaje

Gaudi, Barca, Rambla. Barcelona, Lloret de Mar, Blanes. Ot i cała Katalonia - można by pomyśleć. Jednak nie ma tak łatwo! Bo region to znacznie bardziej złożony. Zdecydowanie bardziej, niż zapiski, które mają go dotyczyć.

Czym jest Katalonia, którą tu spotkacie? Na pewno nie Wikipedyczną definicją, w której można wyczytać o jednej ze wspólnot autonomicznych Hiszpanii, krainie historycznej etc. Znaczy - poniekąd też. Jednak nie będę starać się przywiązywać do Katalonii, jaką znamy ze współczesnych map albo ustrojowych wykładni. Bardziej znajdować historyczne odniesienie, a jego odzwierciedleniem niech będą "Paisos catalans", czyli kraje katalońskie.

Jako że - tu mądre porzekadło (wszak w każdym świetnym tekście powinno znaleźć się co najmniej jedno takie; być może nie zawaham się też użyć słynnych, chińskich przysłów;)) - jeden obraz wart jest więcej, niż tysiąc słów, więc spójrzcie. Oto mapa przedstawiająca kraje katalońskie. Bardzo ogólnie definiując, chodzi o te tereny, gdzie używany był bądź jest język kataloński oraz należące w przeszłości do korony aragońskiej (aragońsko-katalońskiej). Koniec wykładu. (Chwilowo, bo pewnie czasem jeszcze się zdarzy).

Bon dia:)

Można by to zrobić lekkim "hola", bardziej formalnym "buenas dias" albo po prostu  napisać "dzień dobry". Ale skoro to zapiski z Katalonii, to przywitam się z Wami w pierwszym wpisie właśnie katalońskim "bon dia".

Niezwykle mnie to bawi, przynajmniej w tej chwili. Jakby nie spojrzeć, mogę o sobie napisać "jestę blogerę". Choć jakoś nigdy mnie do tego nie ciągnęło. Ale skoro już tyle tu natworzyłem (uff, aż się klawiatura pali, a procesor ledwo daje radę przetworzyć tę masę tekstu), to spróbuję jeszcze trochę - zobaczymy co z tego wyjdzie:)
Sporo o powodach, dlaczego moje przemyślenia, ubrane w mniej lub bardziej zgrabne słowa, trafiają do sieci napisałem w dwóch łatwo dostępnych podstronach tego bloga. Myślę, że motywacje zawarte zarówno w tekście "O blogu", jak i "O mnie" są dość wyczerpujące. Zainteresowanych odsyłam więc tam, niezainteresowanych - co wydaje się oczywiste - tam nie odsyłam. Ale i tak podzielę się kilkoma refleksjami na ten temat właśnie w tym pierwszym wpisie.

Popularne wpisy