Katalonia (znowu) płonie

Sytuacja w Hiszpanii od wielu miesięcy przypomina siedzenie na beczce prochu. Polityczne relacje między Madrytem a Barceloną nie były chyba tak napięte od wielu lat. Czyżby poniedziałkowe (14 października) orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie liderów niepodległościowego referendum sprzed dwóch lat oznaczało przekroczenie masy krytycznej?

Najpierw było poranne orzeczenie Sądu Najwyższego. Z 12 osób, będących niejako głównymi rozgrywającymi referendum z 2017 roku, dziewięć usłyszało wyroki od dziewięciu do 13 lat więzienia. Wśród nich znalazł się były wiceprezydent Generalitat Oriol Junqueras. Zarzut - bunt i defraudacja.

A później poszła lawina - tysiące osób na ulicach Barcelony, zablokowane linie kolejowe, drogi, sparaliżowany Terminal 1 lotniska w pobliskim El Prat. Wiele lotów zostało odwołanych. Jak poinfomowali dziś przed 20:00 przedstawiciele taniej linii Vueling, tylko w poniedziałek nie doszło do skutku sto zaplanowanych połączeń, a już teraz wiadomo, że we wtorek nie wystartuje co najmniej 20 kolejnych maszyn. Nie zabrakło starć z policją.

Oczywiście główną areną była Barcelona, jednak protesty przeciwko decyzji sądu odbywały się w innych miastach regionu, m.in. w Lleidzie, Mataro i Reus, a nawet w Brukseli. Swoje niezadowolenie wyrazili także na pl. Zamkowym w Warszawie aktywiści Asamblea Nacional Catalana Polska.

Popularne wpisy